Panna Malcia, Radio i Telewizor

 

Cuda techniki czyli Panna Malcia, Radio i Telewizor

Jeszcze do niedawna Ludzie mieli bardzo dużo Czasu dla siebie i innych. A potem nastały pralki automatyczne, miksery, żelazka elektryczne, zmywarki do naczyń, komputery, telewizory i zaczęły Czas prać, miksować, prasować, zjadać, tak, że teraz w ogóle go nie mamy, chociaż nie pierzemy ręcznie, nie schodzimy po zimne mleko do piwnicy, nie wyrabiamy ciast ręcznie, zamiast pieluch są pampersy, a ze ściany leci gorąca woda. Zamiast Ludzi rozmawiają ze sobą ekrany, a my tylko naciskamy, stukamy i się przyglądamy. Ekrany wymieniają się „newsami”, uzupełniają wiadomości o wojnach, złodziejach i mordercach, wielkiej i małej polityce. Czasami wydaje mi się, że Świat w telewizorach, to jakiś z innej planety, bo przecież koło nas są rzeczy piękne, radosne, ale widocznie na tym się nie zarabia. Ale też dziwne, że jak słyszymy o tragedii naszej planety, o pożarach, powodziach, trzęsieniach ziemi, degradacji, to też nam się wydaje, że to dotyczy tamtej planety z telewizora.

Na początku, jeszcze przed telewizorem, który Tata kupił, była panna Malcia. Zastępowała wszystkie gazety. Przynosiła najciekawsze wiadomości lokalne, no bo co nas obchodziły wiadomości zza Wielkiego Lasu, który otaczał naszą małą społeczność. Przecież i tak nie mieliśmy na Duży Świat żadnego wpływu. Równie dobrze hen tam daleko mogli rządzić Marsjanie, Jednorożce, czy Barbarzyńcy…no to akurat zły przykład, bo właśnie wtedy rządzili.

Panna Malcia była wielkości Tomcia Palucha, szerokości dwóch Tomciów, mówiła męskim głosem, nie posiadała szyi, i - co najdziwniejsze!!!!- była szewcem. Mieszkała w małej izdebce w małym domeczku zaraz za naszym płotem i straszyła wszystkie dzieci naszej uliczki. Za nowości trzeba było jej płacić ciastem i herbatą. Siedziała przy stole w kuchni, a malutkie nóżki ze stópkami jak kopytka dyndały w powietrzu. Tak naprawdę, to nikt w naszym domu nie był specjalnie zainteresowany sensacjami z sąsiednich ulic, ale nie było nikogo, kto by jej przerwał, bo wszyscy się jej bali. Nawet Babcia Weronia. A wreszcie była taka samotna, że na tym polu przynajmniej czuła się niezastąpiona.

Parę razy dostąpiłam zaszczytu dopuszczenia mnie do tajników pracy Panny Malci. Siedziała na zydlu, w chustce na dużej, okrągłej głowie, między nogami trzymała kopyto. Jedną ręką przytrzymywała buta, a drugą młotkiem wbijała w podeszwę drewniane ćwieki, które trzymała między zaciśniętymi wargami. Wyglądała jak człekopirania z ostrymi ząbkami. Ale i ona miała potrzebę piękna. Zbierałyśmy dla niej kolorowe złotka z czekoladek. Wtedy to był rarytas, a my miałyśmy prawdziwą kopalnię, bo Tata marynarz przywoził z Dalekich Krajów różne słodkości. Panna Malcia zbierała owies, taki na długich łodyżkach, suszyła i w smutne zimowe wieczory owijała kolorowymi złotkami każde jedno ziarenko zwisające z łodyżki.



Potem robiła z tego bukiety. Stworzyła kwiatki, o których Natura zapomniała. Parę gałązek dostawałyśmy od niej na Boże Narodzenie, miały zapewnić dostatek. Naprawdę wyglądały pięknie, pachniały polami owsa w upalne dnie na zakolu rzeki, i czekoladkami ze wszystkich stron Świata. Chociaż z tym dostatkiem, to chyba nie prawda, bo przecież sama była biedna jak mysz kościelna. Na wszelki wypadek robię jednak te bukieciki, ale chyba bardziej, żeby zatrzymać Czas.




Panna Malcia nigdy nie miała własnego domu. Odkąd pamiętam musiała mieszkać „na lokatornym”, procesując się o „ojcowiznę”. Kiedy do małego domku za płotem z dalekiego Zachodu wrócił dziadek Szuba z Rodziną – tak mówiło się na niego na ulicy, musiała wyprowadzić się ze swoim warsztatem do następnych Dobrych Ludzi.

Aż wreszcie któregoś dnia Panna Malcia wygrała sprawę swojego Życia. Szczęśliwa przeprowadziła się na Ojcowiznę równie maleńką, co wynajem, i umarła. Całe jej Życie było tylko Procesem. Skończył się Proces – skończyło się Życie. A nie zdążyła znaleźć sobie oprócz tego innego celu, bo była zajęta Procesem. To dopiero kawkowska sytuacja. Los też ma poczucie humoru. No, może tylko nie każdy je rozumie.

Panna Malcia, czyli Amalia, z niemieckiego "pracowita, niezmordowan" - dla nas - dzieci zawsze Panna Emalia. Dopiero po niej było radio. Tak wielkie, że naprawdę mogło pomieścić cały Świat.

Wchodziłam do ciemnego pokoju, delikatnie brałam krzesło, sadowiłam się przed tą moją ciekawością, naciskałam ogromny klawisz jeden z siedmiu z  kremowego uzębienia i czekałam.



Najpierw pojawiał się cichutki pisk, leciutki szum. Czyżbym zakłóciła komuś przyjemny wieczór? Czekanie było po obu stronach. Wreszcie powoli pojawiało się zielone oko, coraz bliżej, większe, bardziej otwarte. Obserwowało mnie. Sączyło we mnie swoje tajemnice, to kocie oko mnie hipnotyzowało. Powoli przechodziłam na drugą stronę, jak Alicja, wsysało mnie kawałek po kawałku. Uruchamiałam wyobraźnię bo wchodziłam w świat baśni i muzyki po ciemku, ale kiedy pojawił się telewizor, otworzył mi oczy. To był trzeci odbiornik w naszym Małym Miejscu, Lotos firmy Tesla, z Czechosłowacji!!!! Radio powoli smutnie przymknęło oko na wszystko odchodząc w ciszy. Czuło, że zubożejemy, że już się nam nie będzie chciało tworzyć obrazów, przestaniemy być artystami. A nowy lokator był bardzo zaborczy. Nie mogliśmy się doczekać, kiedy wreszcie pokaże, co potrafi. Pierwszy dzień był niezły. Tata na dachu, Mama w oknie wychylona w stronę dachu, my miałyśmy przekazywać, co widać, a Babcia była obrażona. Nigdy nie mogła przekonać się od razu do cudów techniki. Może przeczuwała, że już nic nie będzie takie samo, i że to „nic” wcale nie będzie lepsze.



-        Trochę w lewo! Nie, nie! W prawo! O, o, o! Czekaj, coś chyba było! Dziewczynki, widziałyście?

-    Oj tak! Jest obraz! Takie ładne skośne paski, i jeszcze na dodatek latają!

-        Eee, to nie to! Kręć dalej!

I Tata kręcił, a sąsiedzi patrzyli na to kręcenie z nieukrywaną ciekawością i nadzieją. Co tam będzie w tym ogromnym pudle!!! No właśnie nikt nie wiedział, to dopiero zagadka. Kiedy wreszcie antena coś złapała i telewizor otworzył nam swoje podwoje, przyszli ze swoimi krzesłami i razem mogliśmy oglądać Świat. Ale czy warto było?


Lidia Bogaczówna nie zażywająca telewizora już od ponad miesiąca.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wstydliwa Tajemnica Rodzinna

Adaś hrabia Tarnowski

BUTY