Wojna, idi na xuj! Dość!!!!!Dość!!!!!
Wojna,
idi na xuj! Dość!!!!!Dość!!!!!
16 listopada, 266 dzień wojny!!!!!
9 maja 2022, 75 dzień wojny
A więc wojna Panowie! Kiedy
jako dorosła uświadomiłam sobie, że urodziłam się tylko kilkanaście lat po
wojnie, byłam przerażona. To znaczy, że świat nie był jeszcze pozamiatany,
musiały być zgliszcza, drzewa lizały rany,
a żałoba nie zdążyła jeszcze ostygnąć, nie wszystkie groby miały
pomniki, sosnowe krzyże jeszcze nie sczerniały. Ale ja na szczęście o tym nie
wiedziałam, miałam szczęśliwe dzieciństwo w domu z ogrodem, który ocalał o
ironio, bo oficerowie niemieccy go zajęli. Dziadkowie z piątką dzieci musieli
zająć jedno pomieszczenie. Wszędzie stacjonowali oficerowie ze swoimi ordynansami,
a nawet była tu niemiecka kronika filmowa. W pokojach zrobili piękne drewniane
podłogi, bo dom jeszcze nie był ukończony. Podłogi są do dziś. Po nich przyszli
Rosjanie, co prawda zniszczyli, okradli i przynieśli pluskwy, ale przynajmniej
nie zdążyli podpalić. Żołnierki radzieckie chodziły w koszulach nocnych mojej Babci
Weroniki przypinając sobie do nich
bombki choinkowe, które widziały pierwszy raz w życiu.
Dziadkowie opowiadali mi
historie o wojnie, które dla mnie działy się mniej więcej w przestrzeni
obecnych Gwiezdnych Wojen.
Za ogrodem idzie linia
kolejowa Przeworsk – Rozwadów wybudowana w 1900 roku. Dwa duże węzły. Tędy szły
wszystkie transporty wojenne, a po drugiej stronie torów fabryka kalafonii i
terpentyny Jarot z 1927 roku. Cel strategiczny, tylko dwie w Polsce takie były.
2 września nadleciały bombowce, niszczyły wszystko, a w Jarocie karpina i
beczki 200-litrowe z benzyną. Babcia z dziećmi i w ciąży uciekła do zagajnika
nad pobliską rzeczką. A dziadek lwowiak nie ruszył się z miejsca, powiedział,
że jak ma zginąć, to w swoim domu. Razem z sąsiadem wyjęli pół litra i w
spokoju pili, kto wie? Może ostatni toast? Za życie? Za śmierć? Beczki z
benzyną tak wybuchały, że wszystkie przelatywały nad domem i spadały jakieś 100
metrów dalej na pustym placu, tak zwanej Madejówce.
Uwielbiałam te bajki i te,
które Babcia czytała nam co wieczór na dobranoc, czyli „Ballady i romanse”
Mickiewicza. Taaaa….osobliwe „bajki”.
Dziadek zaprawiony w I
Wojnie, wcielony do armii austriackiej, wzięty do niewoli rosyjskiej 2,5 roku
spędził w Tomsku. Poznał Rosjan od podszewki.
Mama, która jako mała
dziewczynka razem ze swoją starszą siostrą i innymi dziećmi z ulicy Kolejowej
Bocznej kradła z transportów niemieckich chleb, konserwy, węgiel, co się dało,
żeby przeżyć. Raz Niemcy zastrzelili syna sąsiadów, innym razem okazało się, że
konserwa, dla której ryzykowała swoje kilkuletnie życie okazała się zielonym
groszkiem, cóż za rozczarowanie. Innym razem najmłodsza siostra Mamy tak
płakała z głodu, że próbowała jeść trawę, chociaż chyba była to bardziej demonstracja
złości dziecięcej.
Czasami miałam wojenny
sen, zawsze ten sam. Śniło mi się, że wybiegam z domu patrząc z przerażeniem w
piękne niebo, po którym suną czarne stalowe ptaki warcząc złowrogo. Czuję, że
niosą śmierć. Widzę, jak zrzucają bomby, i kiedy już wiem, że za parę sekund
przestanę istnieć budziłam się z walącym sercem. Jaka byłam wtedy szczęśliwa,
że udało mi się uciec przez jakąś szczelinę czasoprzestrzeni do mojego świata.
Może pamięć wojny jest przekazywana w genach dzieciom rodziców, którzy wojnę przeżyli?
Piszę to w 75 dzień wojny
w Ukrainie, w 77. rocznicę zwycięstwa nad tamtą wojną, o której myśleliśmy, że
to ostatnia na Ziemi. Dzisiaj każdy z nas od ponad dwóch miesięcy idzie
codziennie na wojnę do pokoju, gdzie jest telewizor i walczy słowem, emocją,
modlitwą, przekleństwem. Oczy nie wierzą, nie godzą się na te morderstwa,
popiół i gruz, dzikie hordy „orków”. A więc tak musiał wyglądać świat, kiedy
się urodziłam. Dzieci tam w Ukrainie przeżywają to przerażenie z mojego snu.
Tyle, że one jak się budzą, to ten sen nadal trwa, nie jest tylko nocnym
koszmarem, po którym Mama przybiegnie, przytuli, pocałuje i zaśpiewa. Boli mnie
każda komórka mojego ciała i każda cząstka duszy. Nie chcę znać się na wielkiej
polityce, czyli de facto na wielkich interesach. Znam się na człowieczeństwie i
emocjach, i nie mogę zrozumieć, dlaczego tuż z granicą powtarza się klęska kampanii
wrześniowej, Powstania Warszawskiego, czy ta pod Termopilami. Czy coś się zmieniło od
sierpnia 480 roku p.n.e.? Garstka walczy – świat patrzy. Poczekajmy, zobaczymy
w którą stronę to pójdzie, może dadzą radę, wtedy zajmiemy stanowisko, na razie
nie drażnijmy lwa. Paradoks na tym polega, że to nigdy obrońcy nie wywołują
wojny, tylko ci, którzy mają drewniane czy ołowiane żołnierzyki na dużym stole,
topografię terenu, zasieki, konie, rydwany lub czołgi i bawią się w „teatr”
wojenny. Dowódcy szkolą się w „sztuce” wojennej. To pruski generał, teoretyk
wojny Carl Phillip Gottlieb von Clausewitz wyniósł niegdyś wojnę do rangi sztuki, czy teatru, odrzucając wcześniejszą nazwę „nauki wojennej”. Tak nie wolno!!!! W teatrze
nikt nie umiera naprawdę. W swojej książce „O wojnie” którą się wszyscy „bandyci
wojenni” zachwycają od 200 lat pisał, że jeśli jakieś państwo czuje, że zostały
naruszone jego interesy, to ma prawo napaść na to państwo. Np. jeśli Putin
uważa, że Ukraina nie pozwala mu zrealizować jego imperialnej polityki, to ma prawo
na Ukrainę napaść. Twierdził, że to zawsze napadnięty wywołuje wojnę.
Zastanawiam się, czy
kiedykolwiek wojnę wywołały kobiety? Sięgnęłam do internetu – wyskakiwały hasła:
gwałty wojenne na kobietach, bohaterstwo kobiet, kobiety, które zmieniły bieg
wojen. Nie znalazłam żadnej, która wywołałaby wojnę, żeby zająć cudzy kraj,
żeby gwałcić dziewczynki, chłopców, staruszki, torturować, rabować, mordować,
żeby odbić jakiegoś przystojnego odpowiednika pięknej Heleny – NIE MA
NIC!!!!!!! Czekam w kulisach na swoją scenę w „Dziadach” i słucham Wielkiej
Improwizacji w wykonaniu Dominiki, Kobiety, nie mężczyzny, który wadzi się z
Bogiem. Bóg i Mężczyzna stoją naprzeciw siebie jak dwa koguty. Do tej pory w męskim wydaniu
słyszałam pychę i rządzę władzy – „daj mi rząd dusz! Ja chcę mieć władzę, jaką
Ty posiadasz! Ja chcę duszami władać, jak Ty nimi władasz”!!!! Jak Ty!!!! A u kobiety słyszę tekst, którego nigdy do
tej pory nie słyszałam, a grałam w „Dziadach” wiele razy: „czuję całego
cierpienia Narodu, jak matka czuje w łonie bole swego płodu”. Która matka chciałaby
wysłać syna na wojnę z własnej woli?
"Synku, niebo się chmurzy,
zasłonię cię od burzy
Taki wiatr mój syneczku,
zbójcy chodzą po drogach.
Oj nie przechodź tą
rzeczką, woda taka głęboka".
Jeszcze do niedawna – a może
i teraz – kobiety na porodówce mówiły zatrwożone: chłopcy się rodzą, będzie
wojna.
Wyczytałam, że przez 5600
lat istnienia ludzkości wybuchło około 15 tysięcy wojen, czyli średnio 3 wojny
na rok.
A więc wojna Panowie? Naprawdę Panowie musicie ją wywoływać i wysyłać tam swoich synów? Czy po prostu to są synowie waszych tymczasowych kobiet, a wy po wojnie z innymi kobietami - bo przez wojny jest ich dużo zrobicie sobie drugich synów na następne wojny! Ciągle nie dość bicia się na maczugi po durnych łbach?
A może zawinił Brecht? „jeśli
jakiś naród nie odpowiada swemu przywódcy, powinien on zmienić naród”.
Clausewitz pisał, że
pokój jest tylko zawieszeniem broni między wojnami, bo wojna jest przedłużeniem
polityki. Nie chcę, żeby miał rację. Jego traktat "O wojnie" ma 200 lat, kiedy to
wojny były oczywistym sposobem załatwiania swoich interesów. Jest podręcznikiem
stratega omawianym na Akademiach Wojskowych, a nawet kursach menadżerskich!
Łącznie z Harvardem. Może czas na Ziemi zmienić podręcznik na bardziej
cywilizowany, bo mogą się sprawdzić słowa wypowiedziane przez Alberta Einsteina
w maju 1949 roku: „nie wiem, jaka broń zostanie użyta w trzeciej wojnie światowej,
ale czwarta będzie się toczyć na kije i kamienie.”
Lidia Bogaczówna, która
wrzeszczy na cały świat: Wojno!!!!! Idi na …..!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Komentarze
Prześlij komentarz