BUTY
BUTY
Po wspaniałej wystawie
Andy‘ego Warhola w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie powstała Grupa Muzealna pod
kierownictwem Dominiki Wiewiórskiej, która wie wszystko o Sztuce, a jak się Jej
w głowie nie mieści, to upycha do IPada.
Tym razem zwołała nas na wystawę „Na obcasie i bez” – 150 lat historii i rozwoju obuwia damskiego z prywatnej kolekcji Hanny Szudzińskiej. Grupa Muzealna rozrosła się o Anitę i Anetę, czyli powoli robi się tłum.
Tu na marginesie muszę zaznaczyć, że „muzealna” to nie ze względu na wiek. Jeszcze nie ten czas, że kiedy wychodzimy z muzeum, to ochrona nas nie wypuszcza krzycząc, że eksponaty uciekają. Chociaż kiedyś usłyszałam, że jestem takim eksponatem, że po śmierci trzeba mnie wypchać i oddać do muzeum.
Ale wróćmy do butów. Odkąd pamiętam, czyli od drugiego roku życia były moją pasją. Mam w głowie chyba wszystkie, i to nie dlatego, że było ich niewiele.
Wręcz przeciwnie – lakierki, czarne, czerwone, białe, dziurkowane, sandałki, niebieskie japoneczki, które Tata przywiózł z Japonii, numer pewnie ok. 29, (siostra miała zielone), balmoralki jasne, albo z trzech kolorów brązu, oxfordki, pointy, baletki
potem bardzo wysokie szpilki na przemian ze sztybletami i oficerkami do jazdy konnej ze „szklanką” zamówionymi w słynnej pracowni „Dońca” na Szpitalnej.
Z rodzaju tych butów historyk potrafiłby odtworzyć moje życie w poszczególnych okresach.
Pewnie i charakter. Dziadek Jan uczył mnie od małego, że w ubiorze najważniejsze są buty, a eleganckie to te, które trochę stukają, czyli po prostu na skórze, drogie, bo jak mawiał „dziada nie stać na tanie rzeczy”. Miał takie „żółte” , które były brązowe, ale nie wiem dlaczego na brązowe buty mówiło się żółte. Może tylko we Lwowie? Była też moda przed wojną na skrzypiące buty, dziadek mówił, że szewc wkładał w podeszwę specjalną skrzypiącą warstwę. Pamiętam jeszcze inne buty Dziadka – wysokie, pod kolano, sznurowane i sandały na lato.
W tworzeniu roli też
najważniejsze są buty. Zawsze zastanawiam się nad tym, w jakich butach
chodziłaby moja postać. Inaczej przecież człowiek chodzi na szpilkach, w
sportowych czy bez butów. To, co ma na nogach lub nie ma zależy od sytuacji
życiowej, charakteru, kondycji zdrowotnej, czy celu wyjścia z domu.
Kidy oglądałam w Moskwie
„Wujaszka Wanię” w genialnej reżyserii Rimasa Tuminasa (zmarł w marcu tego
roku), serce rozerwały mi buty aktorów. Modne, czyste miał tylko Profesor
Sieriebriakow ze swoją piękną młodą żoną Heleną. Właśnie „wpadli” z Moskwy na
prowincję. Reszta mieszkańców podupadającego majątku ziemskiego miała na nogach
za duże, chaplinowskie, rozdeptane, zabłocone i bez sznurówek. To buty
zdradzały postępującą pauperyzację ziemian, czyli błoto na zewnątrz, brak
służby, mozolna praca na polu. Trawestując – po butach ich poznacie.
W „Naszym człowieku”
Ostrowskiego grałam Rezydentkę, groteskowa
postać. Reżyser Walery Fokin dał mi za duże buty parę numerów. Nic nie
musiałam grać, moim zadaniem było nie zabić się przy dużo za długiej sukni.
Widzowie pękali ze śmiechu.
W „Jednorękim ze Spokane”
McDonagha w Teatrze Barakah główny bohater grany przez genialnego, niedawno
zmarłego Pawła Sanakiewicza mówił – człowiek zakładając rano buty nigdy nie
wie, czy to są jego ostatnie buty, czy to są te buty, w których umrze. Tego się
po prostu nie wie.
Fenomen butów zastanawia
mnie też przy wypadkach. Za każdym razem widziałam rozrzucone buty na jezdni.
Jakby same się zzuwały wiedząc, że właściciel już im się nie przyda. Nawet te
mocno zasznurowane.
Buty były synonimem
zamożności, marzeniem biednych, zawsze bosych. Dzieci stawały się dorosłymi
analfabetami, bo jak iść do szkoły w zimie na bosaka? Joanna Kuciel- Frydryszak
w „Chłopkach” pisze: „Najwięcej zmartwienia w moim życiu – pisze po latach
Jadwiga Krok – było z powodu szkoły, do której chciałam koniecznie chodzić, a
nie miałam butów”. W dzień, kiedy się dowiaduje, że nie będzie się uczyć w
szkole, wpada w rozpacz i do wieczora płacze. Matka gorączkowo szuka sposobu,
by Jadwiga mogła chodzić do szkoły bez butów pomimo zimna. „Na drugi dzień
rozścieliła Matka zgrzebną płachtę na podłodze, na której kazała mi stanąć,
zawiązała mnie w dwa rogi i podała bratu na plecy, żeby mnie zaniósł do szkoły.
Brat, który się wstydził, ledwo mię doniósł do sionki, ale ja nic sobie z tego
nie robiąc, szczęśliwa wchodziłam boso do klasy, że mogę się uczyć, siadałam w
ławce podwijając nogi pod siebie, bo mi było zimno”.
Pamiętam opowieści Babci
o ludziach z sąsiednich wiosek, którzy na piechotę przychodzili do kościoła w
Rudniku na mszę z butami przewieszonymi przez ramię. Ubierali je dopiero przed
kościołem, bo były to jedyne buty w rodzinie, skarb, który trzeba oszczędzać.
Panna Młoda w „Weselu”
Wyspiańskiego:
Buciki mom troche ciasne.
PAN MŁODY
A to zezuj, moja złota.
PANNA MŁODA
Ze sewcem tako robota.
PAN MŁODY
Tańcuj boso.
PANNA MŁODA
Panna młodo?!
Cóz ta znowu?! To ni
mozno.
PAN MŁODY
Co się męczyć? W jakim
celu?
PANNA MŁODA
Trza być w butach na
weselu.
Łatwo Luckowi Rydlowi
mówić do młodej żony, żeby zdjęła buty. On pewnie nie przywiązuje wagi do
butów, a dla niej to symbol zmiany statusu. Na dodatek obstalowane na wymiar,
białe!
Wchodzimy do Sali z butami – przepych! 89 i pół pary.
Wszystkie to dzieła sztuki, biżuteria, wyszywane złotą nitką, ozdabiane perełkami. Jak przetrwały przez wieki te skórki, atłasy, jedwabie, aksamity. 1780 – 1930.
Ze strony Muzeum: „aranżacja wystawy (…) ma skłonić odbiorców do refleksji na temat roli kobiety, która rosła de facto wraz wysokością obcasa”. Kto by pomyślał, że czerwone obcasy były zarezerwowane tylko dla króla. Stąd pewnie po latach Louboutin robi czerwoną podeszwę w czarnych szpilkach, żeby kobiety czuły się w nich po królewsku. „Obcasy zmieniają twój język ciała. Podnoszą cię nie tylko fizycznie, ale też psychicznie i emocjonalnie” – Christian Louboutin. Rozmawiałam o tych czerwonych obcasach króla Ludwika XIV z moim siostrzeńcem, który właśnie przyjechał z Francji z winnicy na urlop. Okazało się, że pracuje z praprpra…itd. wnukiem trzewikarza tegoż Ludwika, który to trzewikarz dostał za to tytuł markiza. Ale teraz rodzina tak zubożała, że ten obecny de la Sale de Caillebot oznajmił Jankowi, iż jest tak biedny, że musiał sprzedać ostatni zamek. Hmmm….A to pardon!
Kto by pomyślał, że przez
wieki oba buty były takie same, lewy i prawy pojawił się dopiero w XIX wieku.
Tego wszystkiego dowiecie się w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie, wystawa do końca
roku. „Widz powinien zadać sobie pytanie „czym właściwie jest but (…) począwszy
od rozumienia buta jako symbolu małżeństwa i szeroko związanej z nim
obrzędowości, poprzez Freuda i Schulza, aż do symbolu pożądania w spełnienia w
„Seksie w wielkim mieście”.
Lidia Bogaczówna, która
zadała sobie to pytanie, czym jest but. Jeden but może zmienić Twoje życie,
powiedział Kopciuszek.
Komentarze
Prześlij komentarz